- Jeśli nie pomożemy wróblowi, to sobie nie poradzi - mówi Piotr Wilniewczyc, członek Towarzystwa Badań i Ochrony Przyrody w Kielcach

W grudniu ubiegłego roku ornitolodzy i miłośnicy przyrody przeprowadzili kolejne "wigilijne liczenie" ptaków. - Odnotowaliśmy 2 tys. osobników, a jeszcze osiem lat temu było ich 10 tys. Liczba wróbli systematycznie spada - twierdzi Wilniewczyc.

Jego zdaniem główny powód to brak miejsc lęgowych, trudniejszy dostęp do pokarmu i to, że muszą konkurować z gołębiem miejskim.
- Podczas remontów mieszkań właściciele często zatykają wyloty wentylacyjne, gdzie gniazdują wróble. W nowych budynkach też brakuje otworów, gdzie mogłyby złożyć jajka. Dba się też bardziej o sterylność w blokach, np. wprowadzono foliowe worki na śmieci i wróblom trudniej jest zdobyć pokarm. To wszystko przyczynia się do zmniejszenia ich liczby - wylicza Piotr Wilniweczyc.

Znacznie lepiej radzą sobie gołębie miejskie. Ich liczba wzrosła z pół tysiąca w 2000 roku do 3 tys. w ubiegłym. - Wróbel boi się ludzi i gołąb na tym korzysta. Podchodzi bliżej do karmiącego go człowieka i wybiera szybciej jedzenie. Nie wspomnę tu o kawkach, które patrolują okolice i informując się wzajemnie, szybko przechwytują pokarm. To są najliczniejsze ptaki w Kielcach, bardzo dobrze przystosowują się do życia miejskiego - mówi Wilniewczyc.

Jak można pomoc wróblom? - Najlepiej byłoby zadbać, by miały miejsca do gniazdowania. Podczas okresu lęgowego, który trwa od kwietnia do lipca, nie zatykać otworów wentylacyjnych. Proste dokarmianie też dużo pomaga. Oprócz postawienia karmnika, możemy też sypać im ziarna lub okruchy chleba - mówi Wilniewczyc.

Źródło: Gazeta Wyborcza Kielce