Od kilku lat, we wrześniu i październiku, w malowniczej dolinie Baryczy na Dolnym Śląsku, odbywa się cykl imprez plenerowych, których głównym bohaterem jest karp. Ryba ta była hodowana od stuleci na przepięknym kompleksie Stawów Milickich stanowiących jedną z cenniejszych perełek przyrodniczych Polski. Jak podają liczne publikacje, początek gospodarki stawowej jest datowany tutaj na XIII wiek i jest związany z działalnością zakonu cystersów. Obecnie powierzchnia lustra wody stawów milickich znajdujących się w dolnośląskiej części doliny Baryczy wynosi około 6000 ha i podlega zarządowi Państwowego Zakładu Budżetowego „Stawy Milickie”.
Tak jak przed laty, każdego roku powtarza się tutaj jesienny rytuał spuszczania wody i następujące po nim odłowy karpi. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego gdyby nie zaangażowanie grupy przyrodników oraz właścicieli gospodarstw stawowych, którzy to zwyczajne zajęcie przekształcili w wielkie święto, na które zjeżdżają goście z różnych zakątków kraju, a coraz częściej również zza granicy. Także i ja, zwabiony atrakcjami karpiowych dni, wybrałem się na ich kulminacyjny moment, czyli odłowy. Od początku tej imprezy pokazowe odłowy odbywają się niedaleko Milicza, w tzw. Ostoi, gdzie istnieją naturalne warunki do organizowania podobnych imprez. Na Ostoję, oprócz miłośników przysmaków przyrządzanych z karpia, zjeżdżają lokalni wytwórcy, właściciele gospodarstw agroturystycznych, miłośnicy ptaków oraz całe rodziny ceniące sobie weekendowy wypoczynek na świeżym powietrzu. Dość pokaźną grupę stanowią miłośnicy aktywnej turystyki, którzy w dolinie Baryczy mogą korzystać z licznie zorganizowanych ścieżek konnych, rowerowych i pieszych.
Tegoroczne odłowy odbywały się w dniu 4 października. Od wczesnych godzin porannych 3 października organizatorzy, w tym głównie przedstawiciele fundacji Doliny Baryczy, czuwali nad sprawną organizacją tego dość trudnego przedsięwzięcia. We wcześniej ustalonym szyku rozstawiano stoiska, na których lokalni wytwórcy prezentowali w ciągu całego dnia swoje wyroby. Wiele z nich, takie jak np. karp milicki wędzony, to już dzisiaj uznawana w Unii Europejskiej marka. Na stoiskach można było posmakować, wyroby przygotowywane z karpiowego mięsa, z których furorę robił karp wędzony kupowany w ilościach przerażających nawet stałych wystawców. Nie zabrakło także owoców lokalnych odmian, ciast, miodów, nalewek oraz tradycyjnego cysterskiego grzańca przygotowywanego wprost nad ogniskiem. Na imprezie prezentowano również piękne wyroby lokalnych wytwórców. Uwagę zwracały ozdoby choinkowe z milickiej fabryki bombek, które można było wykonać samodzielnie oraz pięknie zdobione naczynia gliniane. Wszystkie produkty milickich artystów, zarówno te stanowiące pokarm dla ducha, jak i dla ciała, można było nabyć za okolicznościową monetę – 4 karpie. Amatorzy aktywnego wypoczynku mieli okazję popływać kajakiem, pojeździć konno, czy przechadzać się w pięknych okolicznościach przyrody groblami stawów, na których spacerowały także koniki polskie. Obok innych wystawców swój dorobek prezentowały też organizacje pozarządowe w tym oczywiście koordynator przedsięwzięcia - Fundacja Doliny Baryczy, która prowadziła konkursy i loterię, a także PTPP „proNatura” i Towarzystwo Przyrodnicze „Bocian”.
W kulminacyjnym momencie święta zgromadzona licznie publiczność przeniosła się nad jeden ze spuszczonych stawów, gdzie na wcześniej umówiony znak kilku rybaków rozpoczęło wyciąganie sieci. W miarę ich zbliżania się do brzegu słychać było westchnienia publiczności głośno zastanawiającej się nad ilością znajdujących się w matni ryb. Około 30 metrów od brzegu stało się jasne, że w sieci znajduje się, co najmniej kilkaset kilogramów ryb. Nie wszystkie z nich czekały na nieuchronne wyrzucenie na brzeg. Na początku pojedynczo, a potem już masowo zaczęły wydostawać się z sieci, po prostu wyskakując ponad jej krawędź. Okazało się, że te „najsprytniejsze ryby” to amury, które uchodzą w rybim świecie za specjalistów od ucieczek. Kiedy sieć została wyciągnięta blisko brzegu rybacy zaczęli wynosić ryby do specjalnego koryta na którym następowało ich sortowanie. Małe trafiały na powrót do wody, a te większe przeznaczone na sprzedaż umieszczano w specjalnych zbiornikach. Po zakończeniu odłowów każdy mógł zakupić świeżo złowioną rybę. Impreza trwała do późnych godzin popołudniowych, a ostatni goście opuszczali we wspaniałych nastrojach teren stawów wieczorem. Wszyscy gratulowali organizatorom wspaniałego przedsięwzięcia i życzyli podobnych w latach przyszłych.
Ponieważ wyjazd na stawy Milickie to dla mnie poważna wyprawa (od Siedlec bagatelka - 500 km) postanowiłem jeszcze poobserwować ptaki na kilku kompleksach stawowych. W tym celu w przemiłym towarzystwie udałem się następnego dnia na kompleksy stawów Ruda Sułowska oraz Potasznia. Na obydwu kompleksach aż roiło się od ptaków, z których najliczniejsze były krzyżówki, gęgawy, czaple. W rożnych częściach stawu Duża Grabówka w kompleksie Ruda Sułowska siedziało około 2000 gęsi oraz ponad 500 czapli białych wyróżniających się na tle trzcinowisk. Spotykaliśmy również głowienki, kormorany, błotniaki oraz śmigające tuż nad lustrem wody zimorodki. W okolicy Rudy Sułowskiej gromadziły się w tym czasie do odlotu stada dymówek. Duże wrażenie zrobiła na mnie również liczba i skład gatunkowy ptaków obserwowanych na stawie Jan w kompleksie Potasznia, który jest znany wielu przyrodnikom ze względu na osobę Włodzimierza Puchalskiego. Fotografik ten zbierał swój materiał zdjęciowy do albumu „W krainie łabędzia” właśnie na tym kompleksie stawów. W czasie kiedy odwiedzaliśmy staw Jan kończono na nim przygotowania do odłowów. W oczekiwaniu na darmowy posiłek siedziało tu kilkaset śmieszek, kilkadziesiąt czapli siwych, liczne krzyżówki oraz 6 bielików wywołujących niepokój wśród pozostałych ptaków. Ponieważ wzdłuż dróg oraz na groblach stawów Milickich rosną piękne, rozłożyste dęby obserwacje ptaków są tu stosunkowo proste i nie nastręczające większych problemów. Ich podglądanie prowadziliśmy do późnych godzin popołudniowych, kiedy zmęczeni, ale zadowoleni udaliśmy się na zasłużony odpoczynek.
Opowieść o dzikiej przyrodzie Stawów Milickich oraz żyjących tam ludziach można snuć w nieskończoność. Należy jednak pamiętać, że żaden nawet najbarwniejszy opis nie zastąpi przeżyć na tzw. „żywca”
Więcej na temat przyrody doliny Baryczy można dowiedzieć się na stronie www.barycz.pl, a jeszcze więcej biorąc lornetkę i udając się w ten cudny, bajkowy teren.
Ireneusz Kaługa
musisz zalogować się, aby dodać komentarz... → Zaloguj się | Rejestracja