Krym - wyprawa marzeń


Pałac chanów krymskich w Bakczysaraj. Fot. I. Kaługa

Planowany od kilku lat wspólny wyjazd dochodzi do skutku. Nareszcie wyruszamy na Krym. Dlaczego we dwóch z Ireneuszem Kaługą. Bo przecież Irek nauczył mnie obserwowania i rozumienia przyrody, konieczności jej ochrony, minimalizowania skutków wpływu człowieka.
Dojeżdżamy do granicy. Dołącza do nas Zbyszek Kwieciński z poznańskiego ZOO. Po odczekaniu kilku godzin, wypełnieniu kilku karteczek i karteczek do karteczek, uzyskaniu pieczątek nareszcie jesteśmy na terenie Ukrainy. Ruszamy w trasę. Przed nami daleka droga. Przez Lwów, Winnicę, Krzywy Róg docieramy do Melitopola. Drogi poza miastami na ogół dobre.
W miastach fatalne. Stacje benzynowe rozmieszczone w miarę równomiernie i często. Oznakowanie głównych tras dobre.
Po obydwu stronach szosy rozciągają się uprawy rolne, zajmujące przynajmniej kilkaset hektarów. Ładne zboża zielenią się po skraj horyzontu przez kilka kilometrów, potem swoją żółcią chwalą się rzepaki. Od czasu do czasu widać łąki z pasącym się bydłem (wyłącznie rasy stepowej ukraińskiej, czerwonej).
Obserwacje dropi. Fot. I. Kaługa

Podróż mija szybko. W Melitopolu dołącza do nas Jurij Andruszczenko. Będzie naszym przewodnikiem po Krymie. Odwiedzamy jego miejsce pracy - Stację Ornitologiczną Instytutu Zoologii Ukraińskiej Akademii Nauk. Ścianę budynku zdobi rysunek żurawia stepowego. Krótki odpoczynek i ruszamy w dalszą drogę do Dżankoj. Tutaj zapoznajemy się z metodami obrączkowania różnych gatunków ptaków. Obserwujemy je i ich zachowanie w naturalnym środowisku. Gody w pełni. Samczyki zabiegają o względy panienek. Stroszą piórka, umizgują się. Każdy gatunek inaczej. Krzyku i wrzasku, co niemiara. Niektóre siedzą na gniazdach. Bronią je przed intruzami. Fantastyczny widok.

Pora ruszać dalej. Wzdłuż dróg w szpalerach drzew mnóstwo gniazd ptaków krukowatych (gawronów i kawek). W gniazdach tych gnieżdżą się rzadkie, nie występujące w Polsce sokoły- kobczyki, które budzą nasze zainteresowanie.
Nareszcie upragniony step w okolicach miejscowości Kercz (około 50 km od granicy z Rosją). Jak okiem sięgnąć zielone pagórki, od strony północnej pokryte drzewami o wysokości do 2,5 m. Szerokość zielonych wzgórz to ok. 30 km, natomiast długość ok. 350 km. Jedną stroną biegną aż do Morza Azowskiego. Pagórki często pokryte są odłamkami skalnymi. Wita nas dudek. Jest piękny i tak szybko odfruwa, że nikt nie zrobił mu zdjęcia.
Ptaki w ZOO Askania Nowa. Fot. I. Kaługa

Wjeżdżamy na zapasowy pas lądowania dla promu kosmicznego Buran szerokości ok. 100 m, długość 5 - 6 km. Ze względu na konfigurację terenu z żadnego miejsca nie widać obu końców. Temperatura dochodzi do 30 0C. Niebo błękitne, brak jakiejkolwiek chmurki. Od morza czuć orzeźwiający powiew. Jedziemy powoli po pasie nieczynnego lotniska i nagle gwałtowne hamowanie, ornitolodzy zauważyli kulony. Cztery pary tych szarych ptaków gnieździ się od wielu lat na płycie lotniska.

Po rozbiciu obozu przystępujemy do poszukiwań kulonów, dropi, żurawi stepowych. Dropie i żurawie widać, ale z odległości ok. 500 m zrywają się do lotu. Po całym dniu poszukiwań znajdujemy cztery gniazda kulona. Są niepozorne, małe zagłębienia w ziemi, kilka kamyczków i dwa niewielkie jajeczka. Wracają wspomnienia z młodości. Przecież te żółtookie ptaki widziałem nad Bugiem w końcu lat 60 XX w. Obecnie w całej Polsce żyje zaledwie dwie pary kulonów. Dobrze by było gdyby można je częściej oglądać.

Zaczyna się zmierzch. Zachód słońca jest cudny. Zasłużona kolacja i układamy się do snu. Usypia nas gra świerszczy polnych, tęskne zawodzenie kulonów oraz parskanie zaniepokojonego samca żurawia stepowego. O bezpieczeństwo nie obawiamy się. Jedynymi drapieżnikami są lisy. Do najbliższych zabudowań ludzkich jest kilka kilometrów. W nocy temperatura spada do ok. 12 0C, opada rosa. Jest ona głównym źródłem wody dla roślin i zwierząt. Okoliczne sadzawki szybko wysychają, a woda w nich ma posmak słony.
Samiec dropia. Fot. I. Kaługa

Nastał świt. Wszyscy wypoczęci i uśmiechnięci. Zadaniem Irka na dzień dzisiejszy jest obserwacja zachowania kulonów. W tym celu razem z Jurijem ustawiają mały namiocik zaopatrzony w otwory do montażu aparatów fotograficznych. Jurij powraca. Irek będzie obserwował, robił zdjęcia. Musi zachowywać się cicho, aby nie przestraszyć ptaków. Współczujemy mu. Będzie miał gorąco, oj będzie. Ale wrażenia i zdjęcia pozostaną.

Pozostała część ekipy udaje się nad morze. Będzie starała się wypatrzeć delfiny, obserwować mewy i inne ptaki. Plaże zupełnie puste, pokryte grubą warstwą muszelek. Usypane kopce sięgają powyżej kolan. Fale morskie część z nich przerobiły na piasek. Jedynie dwoje rybaków próbuje coś złapać. Kąpiemy się w morzu. Woda ciepła. Ruszamy na spacer wzdłuż brzegu. Klify wysokie niekiedy na 40 m utrudniają nasze zamiary. Nie poddajemy się. Lornetki skierowane w morze. Jego błękit zachwyca. Lekka bryza chłodzi nasze spocone ciała. Delfiny na nasz widok wyniosły się gdzieś daleko. Od czasu do czasu jakiś ptak szybuje nad naszymi głowami. Najczęściej są to mewy. Idziemy tak około 8 km. Za każdym następnym pagórkiem coraz to inne widoki. Stok posypany niebieskimi kwiatami polnego lnu, wystające kamienie, pionowe klify opadające na step lub w morze. Gdzieniegdzie płynie wysychający strumyk lub niewielkie zagłębienie zalane wodą. Za parę tygodni widoki zmienią się diametralnie. Zieleń przybierze kolor złoty. Tylko wątłe drzewka poskręcają liście broniąc się w ten sposób przed upałem. Zacznie się czas suszy. Step ogarną pełzające płomienie. Ale to będzie później. Teraz jest pięknie i basta.

Skalne miasto Czufut-Kale. Fot. I. Kaługa

Na razie dosyć tych przyjemności. Co z Irkiem, czy jeszcze żyje? Szybko wskakujemy do samochodu i w drogę. Przyjeżdżamy na miejsce. Żyje, opuszcza punkt obserwacyjny. Twarz uśmiechnięta od ucha do ucha. Pomagamy zebrać sprzęt, poimy wodą. Opowiadaniom o zachowaniach kulonów nie ma końca.

Jura, jako jedyny naukowiec w tej części Ukrainy zajmujący się kulonem, żurawiem stepowym i dropiem, musi wszystko zmierzyć, zważyć, zapisać w celu dokumentacji. Obserwujemy go ciekawie przy pracy.

Następnie udajemy się w poszukiwaniu żołny, kraski. Jest za wcześnie. Przyloty tych kolorowych ptaków w tym roku opóźniły się. Za kilka dni będzie ich tu pełno. Natrafiamy na odznaki działalności wulkanicznej na tym terenie. Z niewielkiego otworu w ziemi unoszą się gazy. Nad naszymi głowami słychać pokrzykiwania różnych ptaków. Od czasu do czasu przelatują żurawie, dropie, powracające pojedynczo żołny i kraski. Ich czas dopiero nadchodzi. Widać ślady wszędobylskich lisów.
Minął kolejny miły dzień. Powracamy do obozu. Kolacja i usypiamy przy dźwiękach odgłosów stepu. Jutro ruszamy dalej.
Już świt, czas na nas. Na pożegnanie niedaleko przeleciał drop w całe swojej krasie i nareszcie można zrobić mu zdjęcie.
W obozie. Fot. I. Kaługa

Ruszamy w dalszą drogę. Udajemy się do Sudaku. Niewielkie miasteczko, otoczone górami. Przed sezonem ładne, puste plaże. Zwiedzamy Twierdzę Genueńską założoną na przełomie XIV i XV wieku. Zabytek w przygotowaniu do sezonu, częściowo zamknięty. Następnie udajemy się do Simferopolu stolicy Republiki Krymskiej. Zwiedzamy stolicę. Nic nie wprowadziło nas tutaj w zachwyt. Miasto powoli się przebudowuje. Po noclegu wybieramy się w kierunku Jałty. Mamy okazję zobaczyć najdłuższą na świecie linię trolejbusową (ok. 90 km). Przed samą Jałtą zwiedzamy Ogród Botaniczny - chlubę Krymu. Wiele gatunków roślin zgromadzono na niewielkiej przestrzeni. Dają ochłodę w upalny dzień i cieszą oczy. Udajemy się do Jałty. Zwiedzamy Pałac w Liwadii. Udajemy się w góry w kierunku Bakczysaraj. Poznajemy dawną stolicę Tatarów Krymskich. Przez wiele lat zapadały tam najważniejsze decyzje gospodarcze i polityczne.

Droga kręta, serpentyny od poziomu morza wznoszą nas na wysokość 1200 m. Po drodze widzimy piękne sosny. Ich pnie z ledwością może objąć dwóch dorosłych mężczyzn. Rosną pionowo w górę. Po dotarciu na szczyt wita nas restauracja tatarska. Serwuje doskonałe boursaki (pierożki) z mięsem lub serem, szaszłyki, zupy. Do popicia doskonałe własnej roboty wina krymskie. Można popróbować smaku fajki wodnej. Na miejscu można wybrać się w góry konno razem z miejscowym przewodnikiem. Po rozkoszach podniebienia ruszamy w dalszą trasę. Zjazd też serpentynami.
Uczestnicy wyprawy na Krym. Fot. I. Kaługa

Do Bakczysaraj przybywamy po południu. Pałac Chanów w dniu dzisiejszym jest już zamknięty dla zwiedzających.
Ruszamy w stronę Czufut-Kale (fortecy judejskiej) jaskiń twierdzy starożytnej. Ukazuje się głęboki Wąwóz Aszłama-dere. Trasa dosyć męcząca przy panujących upałach.

Czufut-Kale usytuowane jest na wysokim płaskowyżu ograniczonym z trzech stron pionowymi skałami o wysokości do 50 m. Założenie miasta przypisywane jest Sarmatoalanom w VI wieku. Z powstaniem w XV wieku Chanatu Krymskiego ulokowano w nim dowództwo naczelne chana, później przeniesione do Bakczysaraj.
Zaczynamy zwiedzane Pałacu Chanów Krymskich. Nad wejściem góruje meczet. Wchodzimy do wewnątrz. Przepych i wysublimowany smak wschodu ukazuje się w pełnej krasie.

W niewielkiej odległości od Pałacu znajduje się klasztor Zaśnięcia NMP (Swiatouspieński). Historia klasztoru jest na tyle ciekawa, że funkcjonował tuż obok stolicy chanatu i cieszył się szacunkiem nie tylko wśród chrześcijan, ale również wśród społeczności muzułmańskiej.

W dalszej części wycieczki ruszamy nad Jezioro Sasyk będące ważną ostoją lęgową ptaków wodno-błotnych. Spotkaliśmy tutaj między innymi liczne ostrygojady, szczudłaki, szablodzioby. Po kilkugodzinnych obserwacjach przemieszczamy się dalej na północ gdzie chcemy obserwować ptaki morskie. Docieramy po kilku godzinach jazdy do Bajkalskiej Kosy będącej kilkudziesięciu metrowej szerokości pasem ziemi wcinającym się bezpośrednio w Morze Czarne. Niemalże do krańca półwyspu prowadzi starannie utrzymana żwirowa droga. Gdy przyjeżdżamy na miejsce jesteśmy jedynymi ludźmi w tym zakątku. Szybko bierzemy lornetki i obserwujemy kuliki wielkie, kormorany, sieweczki morskie, biegusy zmienne, biegusy rdzawe oraz zaniepokojone obecnością człowieka ostrygojady i szablodzioby.
Tuż przed zachodem. Fot. I. Kaługa

Po południu wyruszamy w dalszą drogę. Celem jest Askania Nowa - rezerwat przyrody, w którym znajduje się znany na całej Ukrainie Ogród Zoologiczny. Ze względu na dużą odległość przyjeżdżamy w godzinach wieczornych. Rozbijamy obóz w ośrodku turystycznym. Wieczorem długo siedzimy przy ognisku słuchając nieustannego jazgotu świerszczy oraz odzywających się sów - syczków. Na Krymie jest to gatunek pospolity i słyszany przez nas wszędzie. Wstaje ładny świt. Poranne śniadanie i udajemy się do ZOO. Ponieważ mamy przewodnika, Zbigniewa Kwiecińskiego, wyruszamy na trasę. Naszą uwagę przyciągają wszędobylskie pawie. W obszernych wolierach znajdują się żurawie europejskie (będące tam rzadkością), żurawie stepowe, gęsi egipskie, ohary, kazarki. Przechodzimy dalej gdzie zaczyna się oaza zieleni i pomiędzy drzewami widać lustro wody. Nad naszymi głowami przelatują kazarki, które lądują na kilkusethektarowym zbiorniku wodnym. Na oddalonej o około 150 m wyspie siedzi duże stado ptaków, a w śród nich łabędzie krzykliwe, gęsi białoczelne, gęsi zbożowe, ohary oraz wiele innych. Ruszamy w kierunku wybiegów, na których znajdują się ssaki. Po drodze mijamy woliery z sępem płowym i orłem stepowym. Dochodzimy wreszcie do wybiegów, na których przebywają suhaki, konie Przewalskiego, bizony, jaki, kilka gatunków antylop oraz pierwotne rasy bydła. Jest to nietypowy ogród. Zwierzęta na ekspozycji są cyklicznie zmieniane na okazy tego samego gatunku przebywające na zapleczu ogrodu na wielkich powierzchniach stepu w warunkach zbliżonych do naturalnych.

Ruszamy w dalszą drogę. Celem jest piękny Lwów. Jedziemy wzdłuż brzegu Morza Czarnego w kierunku Odessy. Pogoda piękna. Widoki niezapomniane. W przydrożnym zajeździe zachwycamy się regionalnymi potrawami. Wjeżdżamy na trasę Odessa - Kijów. Pełne zaskoczenie jakość drogi nie ustępuje innym drogom budowanym w Europie. Czas mija szybko. Skręcamy do Winnicy. Krótkie zwiedzanie miasta. Następny nocleg na kempingu. Budzimy się, a na zewnątrz pada deszcz. Nareszcie trochę ochłody. Spragniona ziemia chłonie wilgoć. Dojeżdżamy do Lwowa. Krótkie spotkanie z Andrijem Bokotejem - pracownikiem Muzeum Przyrodniczego Narodowej Akademii Nauk Ukrainy. Omawiamy sprawy rozszerzenia współpracy energetyków obu państw z przyrodnikami. Planujemy wakacyjne spotkanie na Wołyniu, jako kontynuację rozpoczętej współpracy międzynarodowej.

Pada deszcz. Prognozy przewidują taką pogodę przez najbliższe dni. Rezygnujemy ze zwiedzania i ruszamy w kierunku granicy.

Żegnaj Ukraino. Jesteś piękna i nieprzewidywalna. Powrócimy tu na pewno.



Ryszard Ryś

Ocena: 0 głosów Aktualna ocena: 0

Komentarze / 0

musisz zalogować się, aby dodać komentarz... → Zaloguj się | Rejestracja