Poradnik: Dokarmiaj, ale z głową - 3. Karmnik z KOKOSA?
Arkadiusz Szaraniec, TP BOCIAN: - Przyznaję od razu, że nie jestem majsterklepką, więc sporządzenie karmnika, ale takiego z prawdziwego zdarzenia, było niejakim problemem. Nie jest to takie proste nie tylko z powodu mych skąpych umiejętności stolarskich. Zależało mi bowiem na karmieniu sikorek i wróbli, oraz innych mniejszych ptaków, ale w ten sposób, aby większa i silniejsza od nich konkurencja (czyli gołębie, gawrony, wrony siwe, sroki, sójki i kawki, które też odwiedzają mój balkon) nie wyjadała im pokarmu.
Klasyczna budka, taka otwarta na przestrzał ze wszystkich stron, stoi przed nimi otworem. Niektóre sójki ograbią każdy karmnik w krótkim czasie, a pokarm chomikują w swoich spiżarniach. (Moi znajomi, którzy w podwarszawskim ogródku dokarmiają ponad 20 różnych gatunków ptaków skarżą się na zachłanne sójki, że dzień w dzień zabierają w ten sposób całe kilogramy karmy).
Z kolei zwykłe sypanie ziarna tu i ówdzie oraz wieszanie różnych kulek też nie zdawało egzaminu. Zwłaszcza przy polskiej zimie, która bardzo często poza mrozem i śniegiem oferuje też deszcz i wilgoć. Pokarm zamoknięty, przysypany błotem śniegowym, jest dla ptaków niedostępny i zaraz gnije.
Posłużyłem się więc kokosami, które „rosną” w dużych ilościach w polskich supermarketach. Są tanie i dosłownie w ciągu kilku minut można z każdego orzecha sprokurować wiszący karmniczek. Bujająca się gładka kokosowa kulka jest niedostępna nie tylko dla kotów. Nie siądzie na niej żaden większy ptak, nawet arcysprytna sroka. Podobnie jak cała reszta w/w konkurencji - jest na to po prostu za duża. W dodatku ziarno (moje stado sikorek i dzwońców preferuje łuskany słonecznik, bardzo smaczny i kaloryczny) jest doskonale zabezpieczone nawet przed silnym wiatrem, a także najbardziej zacinającym deszczem i gęsto sypiącym śniegiem.
No, ale jak z twardego orzecha kokosowego zrobić karmnik, a potem go zawiesić? Bardzo prosto, natura stoi po naszej stronie. Każdy orzech kiedyś rósł sobie na palmie. Na jednym końcu zostały mu trzy plamki. W tym miejscu nie ma twardej, grubej skorupy, tylko bardzo cienka „blaszka”. Wystarczy ją przebić nożem z ostrym wierzchołkiem lub śrubokrętem (krzyżakowy jest najlepszy). Wycieknie przezroczysty płyn – nie ma co liczyć na pyszne „mleczko”, tak wspaniale gaszące pragnienie w tropikach (o czym wie każdy czytelnik książek podróżniczych). No, ale to dzięki temu marzeniu z dzieciństwa (czytelnika wspomnień Thora Heyerdhala o wyprawie Kon-Tiki, opowiadań Londona) wpadłem na pomysł wykorzystania orzecha kokosowego do zupełnie innych celów. Chociaż konia z rzędem temu, kto wskaże choć jedno praktyczne zastosowanie tych orzechów zalegających w supermarketach.
Do dalszej obróbki kokosa - po wybiciu owych dziurek - wystarczy zwykły, kuchenny nóż lub też cienki brzeszczot piłki ręcznej. Nacinamy „brzuch” kokosa, najlepiej na samym „równiku”. Otworki zostawiamy na górze – posłużą za wieszak. Po dwu-trzycentymetrowym nacięciu nóż (lub brzeszczot) można pionowo, jakby sztychem (tu się przydaje lektura „Trylogii”!), wbić ostrze w orzech, bo dzięki prostopadłej pozycji dalsze cięcie skorupy będzie łatwiejsze. Wycinamy połówkę górnej połówki (lub nawet ciut mniej) czyli część jej górnej półkuli, ale trzeba uważać, aby się nie pozbyć owych dziurek. Nawiercanie nowych wymagałoby stosowania wiertarki, a skorupa jest zadziwiająco spoista i śliska i nie tak łatwo ustępuje nawet pod ostrym wiertłem.
Po wycięciu dużego fragmentu widzimy grubą, białą warstwę, wyściełającą orzech przy samej skorupie. To są owe wiórki kokosowe w swej pierwotnej postaci. Mocno przylegają do podłoża. Ale po co się męczyć. Zostawiamy orzech do wyschnięcia, najlepiej na gorącym kaloryferze. Po jakimś czasie warstwy wiórkowe „same” odejdą, usunięcie ich jest wtedy bardzo łatwe. Na brytyjskich portalach internetowych widziałem zdjęcia karmników, w jakich są wykładane połówki przeciętych kokosów – tamtejsze sikorki zajadają je jak inne orzechy, ale nasze bogatki, ani sikory ubogie, ani tym bardziej modraszki i sosnówki nie gustują w tym egzotycznym smakołyku. Nie ruszają ich także nawet tacy inteligentni wszystkożercy jak wszędobylskie sroki i gawrony, raczej uparte, wręcz odkrywcze i konsekwentne w poszukiwaniu czegoś jadalnego. Kilka dni temu młoda, wyraźnie tegoroczna sroka z uporem skubała lśniący czubek mojego buta i zrezygnowała z tej potencjalnej nowości w swoim jadłospisie dopiero po wyraźnym ruchu stopy. Ponieważ znamy się jakiś czas potem próbowała jadalności mego ucha. Z takimi konkurentami przy zwykłych karmnikach wróble i sikorki są praktycznie bez szans. A one z łatwością korzystają właśnie z wiszącego luźno kokosa!
Wracajmy do obróbki tego dużego orzecha. Kurczące się warstwy niedoszłych wiórków wystarczy lekko podważyć – zostaje tylko goła skorupa. W ten sposób mamy suchy, twardy, idealnie gładki w środku karmniczek, maksymalnie odporny na upływ czasu i wszelkie zmiany atmosferyczne, a w dodatku z gotowymi dziurkami na prosty wieszaczek, aby go zawiesić w dowolnym miejscu.
Na takie zawieszenie wystarczy metr-półtora cienkiego, acz mocnego sznurka (ale na tyle grubego, aby sikorki mogły się na nim łatwo zawieszać, czekając na swoją kolejkę). No i jakikolwiek wystający punkt – gałązka lub pręt od skrzynki na balkonie. W zależności od tego miejsca trzeba też dobrać sposób zawieszania tzn. długość sznurka.
Uwaga, na grubym sznurze lub kablu łatwo przysiądzie ta grubsza skrzydlata konkurencja i splądruje w ciągu 3 minut to, co chmarze sikorek wystarczy na cały dzień. Zbyt cienkie wieszadło byle sroka zerwie lub też przetnie kilkoma dziobnięciami. Z kolei zbyt krótkie spowoduje, że większy ptak łatwo sięgnie z gałęzi do środka karmnika. Trudno uwierzyć jak przemyślny i zdeterminowany jest „zwyczajny” gawron, jeśli postanawia dobrać się do jedzenia. Często widzę jak tłuką orzechy włoskie, spuszczając je na twardy asfalt w locie „koszącym”. Cyrkowy iście szpagat na pionowo wiszącym szpagacie to dla niego betka. Musi to być naprawdę mocna, szewska dratwa, albo solidny konopny sznurek – wszystkie są wystarczająco cienkie, a przy tym wytrzymałe.
Drut tylko na pierwszy rzut oka może wydawać się najlepszy, ale kaleczy gałęzie drzew. W innych miejscach też rychło przegrywa z dratwą. Jest po prostu nienaturalnie zbyt sztywny – drgania wywołane wiatrem kumulują się na końcu, czyli na kokosie i jeśli jest w nim trochę więcej ziarna to na pewno się wysypie, także w momencie energicznego lądowania czy startu większego dzwońca lub wróbla. (Sikorki jako znacznie lżejsze są też o wiele lepszymi akrobatkami.) Najlepiej się wzorować na ergonomicznych, elastycznych rozwiązaniach, jakie ptaki stosują przy budowie swoich gniazd – niby takie delikatne, ale wytrzymują największe wichury. Gniazdo sporej synogarlicy to kilkanaście wątłych patyczków na krzyż, „byle jak” ułożonych na wiotkiej gałęzi, a zniosą wszystko i przetrwają nietknięte cały rok.
Tego rodzaju kokosowy karmniczek idealnie sprawdza się zarówno na balkonie, jak i na drzewie w parku czy ogrodzie. Nie wymaga żadnej konserwacji, a patyna czasu tylko dodaje mu uroku i kolorytu. Naturalna barwa i zapach nie odstraszają ptaków. Nie szkodzi im także mieszanina wszelkich tłustości z ziarnami, skorupy kokosów stają się tylko ciemniejsze i lepiej zaimpregnowane przeciwko wilgoci.
Posłużyłem się więc kokosami, które „rosną” w dużych ilościach w polskich supermarketach. Są tanie i dosłownie w ciągu kilku minut można z każdego orzecha sprokurować wiszący karmniczek. Bujająca się gładka kokosowa kulka jest niedostępna nie tylko dla kotów. Nie siądzie na niej żaden większy ptak, nawet arcysprytna sroka. Podobnie jak cała reszta w/w konkurencji - jest na to po prostu za duża. W dodatku ziarno (moje stado sikorek i dzwońców preferuje łuskany słonecznik, bardzo smaczny i kaloryczny) jest doskonale zabezpieczone nawet przed silnym wiatrem, a także najbardziej zacinającym deszczem i gęsto sypiącym śniegiem.
No, ale jak z twardego orzecha kokosowego zrobić karmnik, a potem go zawiesić? Bardzo prosto, natura stoi po naszej stronie. Każdy orzech kiedyś rósł sobie na palmie. Na jednym końcu zostały mu trzy plamki. W tym miejscu nie ma twardej, grubej skorupy, tylko bardzo cienka „blaszka”. Wystarczy ją przebić nożem z ostrym wierzchołkiem lub śrubokrętem (krzyżakowy jest najlepszy). Wycieknie przezroczysty płyn – nie ma co liczyć na pyszne „mleczko”, tak wspaniale gaszące pragnienie w tropikach (o czym wie każdy czytelnik książek podróżniczych). No, ale to dzięki temu marzeniu z dzieciństwa (czytelnika wspomnień Thora Heyerdhala o wyprawie Kon-Tiki, opowiadań Londona) wpadłem na pomysł wykorzystania orzecha kokosowego do zupełnie innych celów. Chociaż konia z rzędem temu, kto wskaże choć jedno praktyczne zastosowanie tych orzechów zalegających w supermarketach.
Do dalszej obróbki kokosa - po wybiciu owych dziurek - wystarczy zwykły, kuchenny nóż lub też cienki brzeszczot piłki ręcznej. Nacinamy „brzuch” kokosa, najlepiej na samym „równiku”. Otworki zostawiamy na górze – posłużą za wieszak. Po dwu-trzycentymetrowym nacięciu nóż (lub brzeszczot) można pionowo, jakby sztychem (tu się przydaje lektura „Trylogii”!), wbić ostrze w orzech, bo dzięki prostopadłej pozycji dalsze cięcie skorupy będzie łatwiejsze. Wycinamy połówkę górnej połówki (lub nawet ciut mniej) czyli część jej górnej półkuli, ale trzeba uważać, aby się nie pozbyć owych dziurek. Nawiercanie nowych wymagałoby stosowania wiertarki, a skorupa jest zadziwiająco spoista i śliska i nie tak łatwo ustępuje nawet pod ostrym wiertłem.
Po wycięciu dużego fragmentu widzimy grubą, białą warstwę, wyściełającą orzech przy samej skorupie. To są owe wiórki kokosowe w swej pierwotnej postaci. Mocno przylegają do podłoża. Ale po co się męczyć. Zostawiamy orzech do wyschnięcia, najlepiej na gorącym kaloryferze. Po jakimś czasie warstwy wiórkowe „same” odejdą, usunięcie ich jest wtedy bardzo łatwe. Na brytyjskich portalach internetowych widziałem zdjęcia karmników, w jakich są wykładane połówki przeciętych kokosów – tamtejsze sikorki zajadają je jak inne orzechy, ale nasze bogatki, ani sikory ubogie, ani tym bardziej modraszki i sosnówki nie gustują w tym egzotycznym smakołyku. Nie ruszają ich także nawet tacy inteligentni wszystkożercy jak wszędobylskie sroki i gawrony, raczej uparte, wręcz odkrywcze i konsekwentne w poszukiwaniu czegoś jadalnego. Kilka dni temu młoda, wyraźnie tegoroczna sroka z uporem skubała lśniący czubek mojego buta i zrezygnowała z tej potencjalnej nowości w swoim jadłospisie dopiero po wyraźnym ruchu stopy. Ponieważ znamy się jakiś czas potem próbowała jadalności mego ucha. Z takimi konkurentami przy zwykłych karmnikach wróble i sikorki są praktycznie bez szans. A one z łatwością korzystają właśnie z wiszącego luźno kokosa!
Wracajmy do obróbki tego dużego orzecha. Kurczące się warstwy niedoszłych wiórków wystarczy lekko podważyć – zostaje tylko goła skorupa. W ten sposób mamy suchy, twardy, idealnie gładki w środku karmniczek, maksymalnie odporny na upływ czasu i wszelkie zmiany atmosferyczne, a w dodatku z gotowymi dziurkami na prosty wieszaczek, aby go zawiesić w dowolnym miejscu.
Na takie zawieszenie wystarczy metr-półtora cienkiego, acz mocnego sznurka (ale na tyle grubego, aby sikorki mogły się na nim łatwo zawieszać, czekając na swoją kolejkę). No i jakikolwiek wystający punkt – gałązka lub pręt od skrzynki na balkonie. W zależności od tego miejsca trzeba też dobrać sposób zawieszania tzn. długość sznurka.
Uwaga, na grubym sznurze lub kablu łatwo przysiądzie ta grubsza skrzydlata konkurencja i splądruje w ciągu 3 minut to, co chmarze sikorek wystarczy na cały dzień. Zbyt cienkie wieszadło byle sroka zerwie lub też przetnie kilkoma dziobnięciami. Z kolei zbyt krótkie spowoduje, że większy ptak łatwo sięgnie z gałęzi do środka karmnika. Trudno uwierzyć jak przemyślny i zdeterminowany jest „zwyczajny” gawron, jeśli postanawia dobrać się do jedzenia. Często widzę jak tłuką orzechy włoskie, spuszczając je na twardy asfalt w locie „koszącym”. Cyrkowy iście szpagat na pionowo wiszącym szpagacie to dla niego betka. Musi to być naprawdę mocna, szewska dratwa, albo solidny konopny sznurek – wszystkie są wystarczająco cienkie, a przy tym wytrzymałe.
Drut tylko na pierwszy rzut oka może wydawać się najlepszy, ale kaleczy gałęzie drzew. W innych miejscach też rychło przegrywa z dratwą. Jest po prostu nienaturalnie zbyt sztywny – drgania wywołane wiatrem kumulują się na końcu, czyli na kokosie i jeśli jest w nim trochę więcej ziarna to na pewno się wysypie, także w momencie energicznego lądowania czy startu większego dzwońca lub wróbla. (Sikorki jako znacznie lżejsze są też o wiele lepszymi akrobatkami.) Najlepiej się wzorować na ergonomicznych, elastycznych rozwiązaniach, jakie ptaki stosują przy budowie swoich gniazd – niby takie delikatne, ale wytrzymują największe wichury. Gniazdo sporej synogarlicy to kilkanaście wątłych patyczków na krzyż, „byle jak” ułożonych na wiotkiej gałęzi, a zniosą wszystko i przetrwają nietknięte cały rok.
Tego rodzaju kokosowy karmniczek idealnie sprawdza się zarówno na balkonie, jak i na drzewie w parku czy ogrodzie. Nie wymaga żadnej konserwacji, a patyna czasu tylko dodaje mu uroku i kolorytu. Naturalna barwa i zapach nie odstraszają ptaków. Nie szkodzi im także mieszanina wszelkich tłustości z ziarnami, skorupy kokosów stają się tylko ciemniejsze i lepiej zaimpregnowane przeciwko wilgoci.
W moim prywatnym obserwatorium ornitologicznym na X piętrze wielkiego bloku stołują się przede wszystkim bogatki i ubogie, ledwie kilka sikorek modrych, małe stado krzepkich dzwońców oraz nieliczne wróble. Pierwsze z nich pojawiają się już skoro świt, ostatnie pożywiają się jeszcze w sztucznym świetle padającym z okna. Ostatnia sfruwa z placu najmniejsza modraszka, która kuje długo po zachodzie słońca. Widocznie nocuje gdzieś bardzo blisko. Światło włączane w pokoju w niczym jej nie przeszkadza.
Sikorki najczęściej porywają zdobycz i kują zapamiętale, przysiadłszy na gzymsie lub specjalnie zostawionej skrzynce z zeschłymi kwiatami. Jeśli to robią na metalowej antabie, słyszalne drgania przechodzą na betonową ścianę! Dzwońce siadają i twardo okupują „koryto”. Nie dają się zgonić, „syczą” przy tym groźnie na okrążających ich rywali. A ciekawe, że tylko one umieją ziarno słonecznika wysupłać z cieniutkiej, przezroczystej błonki. Wielka bogatka chwyta w dziób jedno ziarno, mała sosnówka aż trzy! Bardzo też lubią orzechy laskowe i włoskie. Czasem zagląda drapieżna pustułka w poszukiwaniu żeru, ale wtedy wszyscy goście ze stołówki natychmiast wieją we wszystkie strony i chowają się w różne zakamarki. Ale zaraz wracają, zwłaszcza że mają tu stale świeży pokarm i – co czasem jest ważniejsze - wodę, która w okresie mrozów jest trudniej dostępna a tak potrzebna.
Hm…A może taki kokos zdałby egzamin jako budka lęgowa?... Tylko otwór powinien być mniejszy. Dwie rozsuwane połówki orzecha pozwolą na czyszczenie takiej „budki”. A jeśli nie ptaki to może zajmą je trzmiele, z którymi jest bardzo krucho?
Zachęcamy do dokarmiania i wpisywania obserwacji z karmników na Forum:
Profesjonalne karmniki dla ptaków można zakupić w sklepiku TP"Bocian" - Zapraszamy
Podziel się artykułem
Komentarze / 0
musisz zalogować się, aby dodać komentarz... → Zaloguj się | Rejestracja